!

Uprzedzam, że w opowiadaniu pojawiają się wulgaryzmy oraz mogą się pojawić sceny o zabarwieniu erotycznym.

17.08.2013

17. Irytacja

,,Istnieje ogromna różnica pomiędzy sentymentalizmem 
i zdolnością doznawania szlachetnych uczuć. 
Człowiek sentymentalny może być w życiu codziennym niebywale okrutny. 
Człowiek zdolny do szlachetnych uczuć natomiast 
nie będzie nigdy człowiekiem bez serca.''
V. Nabokov


          Czas nie biegł. Zatrzymał się w miejscu i próbował pochłonąć rzeczywistość. Absorbował tak wiele składników, że nie byłam wstanie pojąć otaczającego świata. W tak krótkim czasie, tak wiele się zmieniło.
W uszach wciąż dźwięczały mi słowa Chrisa. Wdzierały się do umysłu i napędzały serce. Były motorem do dalszych działań.

Dlaczego się zgodziłam?

Tak po prostu, aby zobaczyć czy potrafię sama żyć, bez pomocy Nicka.
Bez jego wzrok, dotyku i słów.
Bez jego obecności w każdy kolejny dzień.
Bez jego oddechu na moim policzku.

          Opierałam się o zimną szybę okna spoglądając z góry na cały pokój Manera. Siedziałam u niego już od jakiś trzydziestu minut. Może szukałam jakiejś wiadomości, podpowiedzi, wskazówki?
A może, moja naiwna natura znowu chciała zakpić ze mnie?
Pewnie tak, bo jak inaczej można wytłumaczyć, to jak się zachowywałam i czułam?


         – Czy ty, zamierzasz cały dzień przesiedzieć w tym cholernym fotelu, z tą cholerną whisky i papierosem w gębie? – Nick z przesadnym ociąganiem się spojrzał na stojącego nad nim Luka.
Była druga po południu, dzień był ciepły. Chociaż na horyzoncie pojawiły się złowrogo wyglądające chmury. Przesunął się do pozycji siedzącej gasząc kolejnego papierosa.
 – Nie mam nic do roboty. – Odpalił następną fajkę, wracając do swojego zajęcia. – Mam urlop pamiętasz?
 – Słuchaj Nick – wycedził Luke – jak masz zamiar gnić w tym pieprzonym fotelu przez cały czas, to równie dobrze rzuć się z mojego okna.
 – Jest za nisko, żeby się zabić, misiu. 
Był pijany, inaczej nigdy by tak po prostu nie zlekceważył uwagi kumpla. Wstał z fotelu obierając kurs na barek z procentami. Spojrzał po trunkach, decydując się na jakiś tani bimber i wrócił z powrotem na wygodny fotel.

          Obudził go potężny kac i dzwoniący telefon, sam nie wiedział co było pierwsze. Chyba jednak kac. Spojrzał na hałasujący przedmiot z nienawiścią. Sięgnął po niego dopiero, kiedy drugi raz zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu migotało krótkie ''Rain''.
 – Słucham.
 – W końcu – skwitował Rain, wydmuchując do słuchawki dym. Była dziesiąta rano, a Maner czuł się jakby nie spał z dwa dni. W dodatku nie miał zielonego pojęcia, czego może od niego chcieć upierdliwy pracodawca. – Dlaczego od obcych muszę się dowiadywać, że ojciec wypieprzył cię z domu?
 – Jestem dużym chłopcem.
 – Któremu ciągle muszę ratować tyłek. – Rain miał rację. – Gdzie teraz mieszkasz?
 – U Lukasa – rzucił młodszy, po czym staruszek rozłączył się. Boże, jakież to było do niego podobne. Nigdy nie mówił ,,cześć'', czy ,,do usłyszenia''. Po prostu się rozłączał. Jeśli tak się temu bliżej przyjrzeć, Nick też tak robił.

Opadł na łóżko, ale dobrze wiedział, że już nie zaśnie. Doszły do niego dźwięki z kuchni, gdzie pewnie Luke robił sobie śniadanie. Wstał i z wielkim bólem głowy i dołączył do przyjaciela, który był zajęty robieniem jajecznicy.
 – Cześć – wycharczał, czując, że jeśli zaraz nie napije się zimnego piwa, to umrze z pragnienia.
 – Humorek dopisuje, jak widzę.

          Nie miał nic do roboty, włóczył się już drugą godzinę po mieście, rozglądając dookoła, jakby pierwszy raz był w Londynie. Zrezygnował ostatecznie z włóczęgi i spoczął na ławce, mając nadzieje, że żaden gołąb wcześniej na nią nie narobił.
Nie mógł się na niczym skupić, to chyba przez ten wypadek był taki rozkojarzony i zdekoncentrowany. Czuł pod skórą, jakby miał eksplodować. Był jak tykająca bomba, czekając aż przeznaczony jej czas upłynie i wreszcie zniszczy wszystko wokół. Nawet papierosy mu się skończyły, a nie miał najmniejszych chęci, aby iść kupić nowe.
 – Jesteś Nick, prawda? – Uniósł głowę spoglądając na nieznajomego chłopaka, w jego wieku. Dałby głowę sobie uciąć, że już gdzieś go widział. Tym bardziej, że on go znał, a przynajmniej jego imię.
 – No, jestem. – Chłopak usiadł koło niego, jak gdyby nigdy nic.
 – Pogadaj z nią, to w końcu twoja siostra – Alice.
Ach, no tak to ten Azjata, z którym się zadaje młoda. Jak mu tam było? Max? Caleb? Chris...?
 – Nie sądzę – wycedził przez zaciśnięte usta – żeby to była twoja sprawa, poza tym mam ważniejsze sprawy niż zajmowanie się humorkami własnej siostry. – Maner uniósł harde spojrzenia, na zaskoczonego bruneta, wbijając swoje oczy w jego brązowe tęczówki – ty zajmiesz się nią lepiej – dodał nachylając się nad Wangiem z dziwnym uśmieszkiem.

        Był zły, po jaką cholerę ten dupek wtrąca się do nie swoich spraw? To, że jest jej przyjacielem, nie uprawnia go jeszcze do wtykania nosa tam gdzie nie powinien go wtykać. I co znaczyło to całe ,,Pogadaj z nią.''
Czy on jest jakimś psychologiem lub innym terapeutą, że ma się bawić w pogadanki? I o czym miałby z nią rozmawiać, chyba nie... o nich?
O nim? O tej sytuacji?
Nie rozumiał tylko co do tego ma ten cały Chris. Relacje pomiędzy Nickiem, a Alice nie są niczyją sprawą, a już na pewno nie jakiegoś gościa, którego widzi na oczy trzeci raz w życiu.
Pomijając resztę, jak się wyprowadzał parę dni temu Alice nie wyglądała na specjalnie przejętą tą sytuacją. Można się nawet pokusić na stwierdzenie, że jej ulżyło.

        Uśmiechnął się pod nosem i wpakował do ust papierosa. Brakowało mu nikotyny. Dodatkowo nadal męczył go kłopotliwy kac. Zdecydował wstąpić do swojego ulubionego baru, może nie było to najmądrzejsze posunięcie w jego zdrowotnej sytuacji, jednak potrzebował oderwać się od tego wszystkiego.
Najpierw Paul, potem ten nieszczęsny wypadek, przez który jego auto wylądowało u mechanika, a na koniec ojciec kazał mu się wynosić. Świetnie, mógł już wcześniej odłożyć sobie jakąś kasę, dzięki której teraz mógłby wynająć sobie mieszkanie, a nie siedzieć na głowie Lukowi.

         W knajpie było już sporo osób, więc miał mały problem z dostaniem się do baru. Sam lokal nie był duży, więc o tej porze wszyscy się o siebie obijali, gdyż zwyczajnie nie było jak przejść.
 – Cześć Emmet, nalej mi piwa. – Nie widział nikogo znajomego, może to nawet lepiej. Chciał odpocząć. Przede wszystkim odpocząć. A obecność kolegów nie sprzyjała temu.
Oparł się o blat spoglądając na stojący naprzeciwko niego kufel. Nie ma, to jak dumać nad piwkiem.
Brakowało mu jakiegoś wysiłku, nie był typem, który mięśnie zdobywa na siłowni, wolał się bić, lub robić cokolwiek, aby dać ujście podłemu stresowi.
Znowu poczuł telefon. Usłyszenie, dzwonka w tym gwarze było niemożliwe, więc na wszelki wypadek zawsze miał włączone wibracje.
Ponownie dzwonił do niego Rain. Tym razem odebrał od razu, nie miał zamiaru dostać opieprzu.
 – Wpadnij do mnie, jak najszybciej. – Biip.
Zostawił należność za piwo i wyszedł. Z baru do firmy miał jakieś dziesięć minut piechotę, więc nie opłacało się brać taksówki. Wolał się przejść.


          – To co, jesteśmy umówieni na jutro? – Przytaknęłam rozłączając się. Mimo wszystko cieszyłam się na to spotkanie, czy jak kto wolał - randkę. Byliśmy umówieni w klubie Toxic i chociaż nie przepadałam za takimi miejscami, to wolałam już to niż kino. Chris zapewnił mnie, że to nie jest typowy klub, raczej bardziej awangardowy. Musiałam zatem zdać się na niego. 
Zabrałam się za lekcję, bo nie sądzę, żebym jutro, czy pojutrze miała do tego głowę.

        Z dołu dobiegł mnie głos dzwonka do drzwi. Larenca nie było, w związku z czym to ja musiałam otworzyć.
 – Cześć! – Spojrzałam zdziwiona na Kaylę, która szczerzyła do mnie swoje ząbki.
 – Co ty, tu robisz?
 – Wpadłam, bo nigdy u ciebie nie byłam. – Ominęła mnie, wchodząc do środka – No to gdzie jest twój pokój?
 – Na górze. Pierwszy po lewej.
Nalałam soku do szklanek i wzięłam jakieś ciastka, chociaż wątpiłam, żeby Kay je jadła, skoro jest na wiecznej diecie.

          – Podobno masz randkę z Chrisem? – Prawie zakrztusiłam się sokiem. Musiałam wyglądać idiotycznie, bo przyjaciółka spojrzała na mnie z politowaniem.
 – Można tak powiedzieć. – Na twarz rudej od razu wpłynął wielki uśmiech. – Chris ci mówił?
 – Nie, mam swoje dojścia. Z resztą, to jest nie ważne, teraz. – Podeszła do mojej szafy, obrzucając ją nieprzychylnym spojrzeniem. – Tak jak myślałam, kompletnie nie masz się w co ubrać. No nic, jeszcze zdążymy. Zbieraj się idziemy, na zakupy.

6 komentarzy:

  1. Boski! Jak każdy :) Ależ musiałam się na niego naczekać :) Codziennie sprawdzałam czy już dodałaś... Maniaczka Alchemii:) No cóż czekam na następny. Mam nadzieję, że dodasz szybko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wróciłaś! :D Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Widzę, że są już co najmniej dwie maniaczki Alchemii ;)
    Nie mogę się doczekać kolejnego spotkania Nicka i Al. Co prawda na razie każde z nich wydaje się być pochłonięte w pewnym sensie swoimi sprawami, ale w końcu muszą się znowu zobaczyć. I będzie ciekawie :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowała cie do Liebster Award więcej informacji znajdziesz na http://corka-luicyfera.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ile ja to się napłakałam przy tym opowiadaniu. Cudowne, cudowne. Może później, kiedy ochłonę napiszę bardziej wartościowy komentarz.
    No to lecę czytać 12 rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak nie potrafię napisać niczego mądrego.
      Nick ty łajzo, ILYSM

      Usuń
  5. Witam, z tej strony Lena z Ostrza Krytyki. Chciałam powiadomić, iż Estrella przeszła na urlop nieokreślony z powodu problemów z internetem. Chciałam zapytać, czy zamierzasz czekać na ocenę od Estrelli? Jeśli nie, prosiłabym o napisanie do kogo miałbybyć przeniesiony blog. Jeśli tak, chciałabym o tym wiedzieć. Prosiłabym o napisanie swojej odpowiedzi w stronie "Kolejka".

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

W słowach ukryta siła...
Alchemia