!

Uprzedzam, że w opowiadaniu pojawiają się wulgaryzmy oraz mogą się pojawić sceny o zabarwieniu erotycznym.

21.03.2013

14. Bajka się skończyła

''Amie chodź usiądź pod moją ścianą i poczytaj mi jakąś 
dawną opowieść.
Opowiedz ją, jakbyś wciąż wierzyła, że koniec wieku
przyniesie zmianę dla Ciebie i dla mnie.''
                                                                                   D. Rice


      Kiedy byliśmy dziećmi wszystko wyglądało inaczej, cały świat był inny. Teraz przykrywa go szarość i mgła.
Kiedy byliśmy dziećmi nie mieliśmy jakiś szczególnych marzeń, po prostu chcieliśmy być szczęśliwi.
Codziennie zadaje sobie pytanie dlaczego, to się zmieniło?
Dlaczego marzenie o byciu szczęśliwym zniknęło za ścianą smutku i łez?
I przede wszystkim kiedy to nastąpiło?
Czy pamiętasz ten jeden moment kiedy nadeszły zmiany?

Ja niestety nie...
     
Musiałam tyle rzeczy przemyśleć, tyle uzgodnić sama ze sobą, że przez całą noc nie zmrużyłam oka.
W dodatku wiem tyle co nic i nadal mam okropny mętlik w głowie, a może jeszcze większy.
To naprawdę nie wiele pomoże, jeśli będę nieprzytomna cały dzień.
     
        Zeszłam na dół już ubrana, rzuciłam przelotne spojrzenie na wychodzącego Larrego. Wyglądał dziwnie, nie był nieobecny, a raczej zafrapowany moją osobą. Tak jakbym wczoraj zrobiła coś strasznego, a nawet się nie pokłóciliśmy. Jedyne czego teraz chciałam, to uciec z tego świata jak najdalej. Mieć w końcu spokój i nie przejmować się niczym. A na pewno nie moją patologiczną rodziną.
       Wyszłam z domu nawet nic mu nie mówiąc. Nogi poniosły mnie aż do Pear Cake, jakie było moje zdziwienie kiedy natknęłam się na Chrisa. Nie miałam ochoty teraz z nim rozmawiać, w ogóle z nikim.
Czułam wyrzuty sumienia, sama nie wiedząc z jakiego powodu. Nic przecież nie zrobiłam,  aby tak się czuć. Lubiłam Chrisa, ale tylko tyle. Usiadłam przy stoliku koło okna i czekałam na chłopaka aż w końcu do mnie podejdzie.
Posłał mi radosny uśmiech, a ja poczułam strumień gorąca płynący po moich plecach. Czułam się tak samo jak wyglądałam - okropnie.
 – Wyglądasz jakbyś nie spała całą noc? – Lubiłam w nim to, że nie zapytał dlaczego nie jestem teraz w szkole, po prostu pominął ten temat. Podejrzewam, że nie obchodziły go takie szczegóły, po prostu nie obchodziły.
 – Bo nie spałam – spojrzał na mnie. Jego oczy napotkały moje, ale nic nie poczułam. Zupełnie nic. Zresztą sama nie wiem, czy w tym momencie oprócz zmęczenia jakiekolwiek uczucia się mnie trzymały.
 – Czymś się martwisz, prawda? – Zacisnęłam usta, kiwając głową. Tak, martwię się najbardziej tym, że martwię się o niego.
 – Mój brat miał wypadek – wypowiedziałam to lekkim tchem, wyrzucając stos emocji z mojej głowy.
 – Och...

Och... po ''och'' nastąpiła cisza, cisza, od której chciało mi się wymiotować. Potem Chris chciał mnie pocieszyć, ale powiedziałam mu, że dzisiaj Nick wychodzi, a jego obrażenia nie były aż tak poważne.
   
      Siedzieliśmy w Pear jeszcze z godzinę dumając na kawą, a potem rozmawiając o jakiś głupotach.
To mi pomogło zapomnieć o burzy w moich myślach, które buntowały się coraz bardziej przeciwko mnie i zaczynały żyć własnym życiem. Jakby wiedziały lepiej co jest mi potrzebne i wysyłały te informacje do mojego mózgu.

       Późnym południem wypatrywałam w oknie swojego pokoju Nicka, podobno ten cały Luke miał go podrzucić. Nie wiedziałam jak Larry go przyjmie, czułam, że szykuje się niezła awantura. Każda część mojego ciała oraz włosek na ciele mi o tym szeptał. Dobrze chociaż, że mojej matki nie ma. Ona lubiła dorzucać swoje trzy grosze i podżegać kłótnie, zwłaszcza, że zawsze stała po stronie Larenca.
Po chwili zobaczyłam srebrnego sedana parkującego pod naszym domem. Podreptałam w stronę schodów, gdzie przyczaiłam się nasłuchując. Larrego jeszcze nie było. Na szczęście, chociaż i tak wiedziałam, że to co ma się stać i tak się stanie. Bomba wybuchnie prędzej, czy później.
       Moje zachowanie i wybory czasami przeczyły same sobie. Jakby wewnątrz mnie siedziały dwie osoby, jak nie trzy.
Już sama nie potrafiłam określić czego chcę, co jest dla mnie ważne i do czego tak naprawdę dążę.
A najważniejsze co z Nickiem? Kim on tak naprawdę dla mnie był?

Bratem?

Nie, nigdy nim nie był. Nie dlatego, że nie chciałam, ale dlatego, że nie umiałam o nim myśleć jak o bracie. Raczej jak o kimś bardzo bliskim... towarzyszu życia, przyjacielu?
Usłyszałam odgłos otwieranych drzwi i wychyliłam się zza barierkę. Wszedł tylko Nick, lekko kulejąc i trzymając w ręku niewielką torbę.
Nick od razu spojrzał w górę zawieszając na mnie spojrzenie, unosząc jak to ma w zwyczaju jedną brew.
 – Miłe przywitanie, Aly. Gdzie ojciec?
 – W pracy.

Siedział w kuchni i robił sobie coś do jedzenia, czasami zerkałam na niego ukradkiem bojąc się zagadać wprost, wiedziałam jednak, że on czuje, że przyglądam mu się z dużą natarczywością chcąc, aby ON pierwszy wykonał ruch w moją stronę. Mimo, że wcześniej pragnęłam sytuacji kiedy będzie mnie unikał i nie będzie się do mnie odzywać, teraz jakieś małe stworzonko wewnątrz mnie pragnęło rozmowy z nim. Chciałam się dowiedzieć co się stało, co było przyczyną wypadku.

Martwiłam się o niego...?

Chyba. Możliwe, że tak. Mało mnie, to wtedy obchodziło. Nick nakładał sobie ugotowany ryż i filet z kurczaka podgrzany na patelni i nalał sok do szklanki. Usiadł przy stole a ja wciąż kręciłam się po kuchni, to robiąc kawę, to wyglądając przez okno.
 – Mogłabyś w końcu przestać – odwróciłam się przybierając sztuczny uśmiech. Wreszcie pomyślałam.
Natychmiast usiadłam naprzeciwko niego robiąc niewinną minę.
 – Larrego nie ma – pokiwał od niechcenia głową dłubiąc widelcem w talerzu – więc pomyślałam, że może mógłbyś mi powiedzieć co z tym wypadkiem? – Miałam wrażenie, że zaraz zacznie się śmiać szyderczym śmiechem, typowym dla Nicka. Zamiast tego prychnął i wrócił do obiadu.
 – A co cię to obchodzi? – Znieruchomiałam. Byłam w stanie tylko gapić się na niego otępiałym wzrokiem. ,,Co cię to obchodzi?'' Miałam nadzieję, że powie chociaż ,,Nic takiego.'' A nie zimne ,,Co cię to obchodzi?''
Przełknęłam ślinę, czując narastającą gulę w gardle i dziwne uczucie w żołądku.
 – Nie ważne – zostawiłam go z tym przeklętym jedzeniem i pobiegłam do siebie.


      Trzy godziny później, po odrobieniu zaległości z dzisiejszego dnia do szkoły siedziałam przed komputerem rozmawiając na czacie z Kaylą. Czuła, że coś jest ze mną nie tak, lecz ja nie umiałam ubrać tego w słowa, tak aby zrozumiałam o co mi chodzi, ja sama nie rozumiałam siebie. Trzaśnięcie drzwiami, a potem donośny rumor na dole, oraz podniesione głosy uświadomiły mi, że zaczęło się. Larence wrócił, a awantura, której się spodziewałam właśnie miała miejsce. Na szczęście Nick nie był bierny i także się udzielał coraz to bardziej podnosząc głos.
Rozłączyłam się z Kaylą i zawędrowałam na schody nasłuchując kłótni Manerów.
 – Ty gówniarzu! Znowu sprawiasz problemy... masz się stąd do cholery wynieść słyszysz! Wynoś się stąd i to zaraz!
 – Z miłą chęcią.

Minął mnie na schodach nawet nie zaszczycając spojrzeniem i poszedł do siebie. Trzasnął drzwiami - zadygotały, a razem z nimi całe moje ciało.
Nie wiele myśląc i nie bardzo myśląc o tym, że być może wyżyje się na mnie jeśli do niego teraz pójdę, właśnie to zrobiłam. Nacisnęłam na klamkę i weszłam do jego pokoju. Zastałam go jak wyrzucał wszystkie ubrania z szafy, by po chwili wpakować je do obszernej torby.
 – Nick – Spojrzał na mnie rozjuszonym wzrokiem Nadal dygotałam, teraz być może ze strachu, bo właśnie uświadomiłam sobie, że weszłam do jaskini lwa. Głodnego lwa, ale ja jak zwykle odważna owieczka, zamiast stamtąd uciec stałam dzielnie w miejscu. – Co ty robisz?
 – A nie widać? 
 – Nie mów, że naprawdę się wyprowadzasz? – Przeczesał ręką włosy mierząc mnie wzrokiem, zabójczym, bezlitosnym. Zimnym wzrokiem, gromadzącym w sobie całą złość.
 – A nie tego do cholery chciałaś? Powiedz mi Alice, czy nie o tym marzyłaś przez cały czas?


       Jak strasznie długo mnie tu nie było. Tęskniłam za Alchemią, jednak nie umiałam przysiąść do następnego rozdziału, bo na chwilę straciłam jej klimat. Nie chciałam pisać czegoś, co odbiegało by od atmosfery tego opowiadania. 
Mam nadzieję, szczerą nadzieję, że następny rozdział pojawi się znacznie szybciej.
Pozdrawiam serdecznie 
Nykss
PS wytykajcie mi błędy i niedociągnięcia, bo ten rozdział idealny nie jest, więc liczę, że dzięki Wam uda mi się go poprawić.

2 komentarze:

  1. Bardzo się cieszę, że napisałaś, bo czekałam z niecierpliwością na ten rozdział. Chyba już odzyskałaś ten klimat, bo wyszło Ci wspaniale. Nick znowu jest niemiły i do tego się wyprowadza. Przez chwilę zastanawiałam się, czy zabierze Alice ze sobą. Bardzo trafne spostrzeżenie na końcu, ona rzeczywiście chciała, żeby się wyprowadził i przestał ją nękać, ale teraz wszystko się zmieniło. Ciekawa jestem, czy Chris będzie jeszcze walczył o Aly, wydawało mi się, że coś do niej czuje. Dziękuję Ci, że wróciłaś. :)
    Pozdrawiam i czekam na następny!

    P.S. Zauważyłam tylko jedną drobną literówkę. Gdy Aly rozmawia na czasie z Kaylą, to w jednym miejscu zamiast "zrozumiałam" powinno być "zrozumiała", bo pisałaś w tamtym momencie o Kayli.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu ryczę... Niech on się nie wyprowadza! NIE NIE NIE NIE NIE! T^T kutwa.. rycze, jak jakiś wodospad... tylko ty wprowadzasz mnie na skrajne emocje... niech on sie nie wyprowadza... albo niech zabierze ją ze sobą... Prosze o nastepny rozdział jak najszybciej, bo w tym momencie jestem tykającą bombą <3 Kocham twój styl pisania.. kocham.. juz ci to mowiłam ssetki tysiecy, miliony razy, ale to opowiadanie jest niesamowite... Dalej. Pomimo przerw, pomimo moich nastrojów, zawsze potrafisz trafić w moje serce opowiadaniem. Zawsze.
    Pozdrawiam.
    Z całego serca zazdroszczę talentu.
    Naprawdę dobrego, niesamowitego talentu.

    OdpowiedzUsuń

W słowach ukryta siła...
Alchemia