!

Uprzedzam, że w opowiadaniu pojawiają się wulgaryzmy oraz mogą się pojawić sceny o zabarwieniu erotycznym.

8.08.2012

7. ''Twoja radość jest moim przygnębieniem"

''Och, pozwól słońcu spłynąć na mą twarz, gwiazdom wypełnić me sny.
Jestem podróżnikiem w czasie i przestrzeni; by być tam, gdzie byłem''
     Obudziłam się z nieprzyjemnym bólem głowy i Saharą w ustach. Wstałam próbując skoncentrować się chociaż na chwilę. Byłam w samej bieliźnie, a moje ubranie było przewieszone przez oparcie krzesła... nie pamiętam żebym się rozbierała, ani tego, że wchodziłam do...
Och, jasne Nick.
Otrząsnęłam się i wygrzebałam z szafy świeże ubranie i bieliznę, pędząc szybko pod prysznic. Nawet nie wiedziałam, która godzina, ale sądząc po zaludnieniu ulic, pewnie koło południa.
Po zimnym, orzeźwiającym prysznicu od razu poczułam się lepiej.
Zeszłam na dół, wcześniej nasłuchując czy ktoś jest w domu, matki i ojczyma nie było słychać, z kuchni za to dobiegał przyjemny aromat parzonej kawy.
Ujrzałam Nicka krzątającego się przy kuchence, spojrzałam za siebie na zegarek. 11:30.
 – Cześć.
 – Cześć – nawet na mnie nie spojrzał.
Trudno nie będę płakać. Nalałam sobie kawy siadając przy stole. Obok mnie w chwilę potem pojawił się drugi kubek. Oraz bursztynowe oczy brata wzierające się we mnie.
 – Gdzie Larrence i Kate? – nigdy nie umiałam mówić inaczej o tej kobiecie niż Kate lub ''matka''.
 – Wyjechali na weekend za miasto, nie miałem okazji ci wczoraj powiedzieć – wgryzł się w chrupiącego tosta, aż mi ślinka pociekła, byłam głodna – jak chcesz to sobie weź – spojrzałam na jego talerz i nie mogłam się oprzeć, a co mi tam. Przecież się nie zatruje jego tostami.
   
     Tkwiłam przed telewizorem skacząc po kanałach. Nigdzie nie było nic ciekawego, same telenowele. Doprawdy mamy niedzielę, a tu same argentyńskie opery mydlane.
Wyłączyłam odbiornik, nasłuchując ciszy w domu, no dobra nie do końca, bo słyszałam jak Nick rozmawia z kimś przez telefon i strasznie się wydziera przy tym. Podżegana własną ciekawością postanowiłam podsłuchać. Stąpając prawie bezgłośno po kolejnych stopniach drewnianych schodów podeszłam jak najciszej mogłam do jego pokoju, mieszczącego się na piętrze, tuż obok mojego. Przystawiłam dyskretnie ucho i nasłuchiwałam. Wiem, że to głupie i infantylne z mojej strony, ale może dowiem się czegoś ciekawego.
 – Kurwa Luke nie obchodzi mnie jak, ale masz znaleźć tego skurwiela – ? – przecież wiesz, że po ostatnim nawet się do mnie nie zbliża – słyszałam jak chodzi po pokoju, od czasu do czasu kopiąc w coś swoim buciorem – jest mi winien kasę, dużo kasy!
Nie miałam pojęcia o kogo chodzi. Znałam tylko kilku jego znajomych i to tylko z widzenia. Nasłuchiwałam więc dalej, gdy nagle drzwi się otworzyły... Podniosłam zaskoczone spojrzenie, na Nicka, który stał tam z telefonem przy uchu wpatrując się we mnie z uniesioną brwią.
 – Odezwę się potem – powiedział do tego Luka wkładając telefon do kieszeni spodni. Ostrożnie cofnęłam się, ale Nick złapał mnie i wciągnął do pokoju.
Panie Boże... Buddo, Allahu! Jestem największą idiotką na świecie, na własne życzenie wpakowałam się do jaskini lwa, wygłodniałego lwa! Stałam jak wryta pośrodku jego pokoju czując, że robi mi się coraz bardziej gorąco.
Dawno tutaj nie byłam, jednak specjalnie nic się nie zmieniło, jak zwykle było czysto, w przeciwieństwie do mojego pokoju gdzie zazwyczaj panował drobny nieład. Ściany w kolorze oliwkowym przyzodobione były różnymi plakatami zespołów muzycznych, w kącie stał regał z książkami, głównie opowieściami sensacyjnymi, a tuż obok niego biurko z laptopem.
Nick pchnął mnie o dziwo delikatnie na fotel, samemu przysuwając sobie krzesło od biurka.
 – No, no, no - wymruczał okręcając się na krześle, podczas gdy ja schodziłam na zawał – nasza mała Aly postanowiła podsłuchać co robi jej braciszek – nieznosiłam kiedy tak mnie nazywał. Nie znosiłam kiedy tak na mnie patrzył i tego jego zadziornego uśmiechu też.
Przełknęłam głośno ślinę, starając się unikać jego palącego na wylot spojrzenia.
 – Nie jesteś moim bratem – wydukałam, siląc się na to aby mój głos brzmiał najspokojniej jak to tylko możliwe. Uśmiech Nicka poszerzył się. A ja poczułam przypływ dziwnej fali uczuć, której nie potrafiłam zinterpretować.
 – I dzięki temu – zaznaczył unosząc w wymownym znaku palec – mogę sobie pozwolić na dużo rzeczy
 – przysunął się bliżej, tak na długość oddechu. Tak, że teraz widziałam te jego gęste rzęsiska, czarne jak ognie piekielne. Nawet ja nie miałam tak długich rzęs.
Jak zwykle poczułam jego zapach... pachniał wanilią i jabłkiem pomieszanym z miętowym zapachem papierosów.
Jednym ruchem - nawet nie zauważyłam kiedy wyciągnął przed siebie rękę - odgarnął mi z twarzy opadające na nią kosmyki, przebiegło mnie dziwne mrowienie tuż nad sercem.
 – A ja bardzo lubię Alice nie być twoim bratem – to już wymruczał tuż przy moim uchu.
Odepchnęłam go od siebie wstając. On też wstał, był prawie wyższy o głowę. W dodatku o wiele silniejszy, ja nie byłam za postawna miałam ledwo 158 cm i nie ważyłam nawet 50 kg, więc bez problemu mógł by mnie zgnieść lub połamać.
 – Przed wczoraj byłaś całkiem zadowolona kiedy... – moja ręka poszybowała w górę zderzając się głośno z jego policzkiem. Z jego ust wyrwał się śmiech. Zaśmiał się tak cholernie szyderczo. Zacisnął swoją zimną, szorstką dłoń na moim ramieniu schylając się tak, żeby nasze usta prawie się połączyły.
 – Mówiłem ci Aly, że ze mną nie wygrasz.
 – Pieprz się Nick!
 – Wolę ciebie kochanie, ale to może nie dzisiaj – pociągnął mnie w stronę wyjścia, cmoknął w czoło i odstawił za drzwi zamykając je za sobą.
Ulżyło mi... lub bardziej byłam zaskoczona. Prawdziwie zaskoczona. Dygotałam cała stojąc pod jego drzwiami, nie mogąc pojąć całej sytuacji, która przed chwilą miała miejsce.
   
     Pobiegłam do swojego pokoju, szukając telefonu. Chociaż czułam już ulgę mój oddech wciąż był nierówny, a ręce trzęsły się z nerwów. Musiałam z kimś koniecznie pogadać, potrzebowałam drugiej osoby. Wysłałam sms'a do Chrisa.
* * * 
     W domu u Wangów odbywała się właśnie żywa dyskusja, wujaszek Alex chodził zdenerwowany po pokoju, od czasu do czasu rzucając w stronę bratanka urażone spojrzenie. Nie mógł się uspokoić. Po prostu nie rozumiał i nie chciał zrozumieć decyzji Chrisa.
 – I niby dokąd się przeprowadzisz? 
Christopher Wang miał zamiar wynająć mieszkanie i wyprowadzić się od wujka, nie chciał się od niego odcinać, po prostu stwierdził, że już czas zamieszkać samodzielnie, zwłaszcza, że ostatnio coraz częściej się kłócą, nie żeby w przeszłości nie potrafili zrobić wielkiej awantury o byle bzdurę, ale teraz ich konflikty znacznie się nasiliły.
 – Już ci mówiłem, tu niedaleko dosłownie dwie przecznice stąd, nad Pear Cake.
 – To po co w ogóle chcesz się wyprowadzić skoro to tak blisko – Alex usiadł naprzeciwko bratanka, który westchnął cicho. Już dziesiąty raz pyta o to samo, a on już dziesiąty raz odpowiada.
 – Już ci mówiłem, chcę po prostu zamieszkać sam. Już dawno jestem dorosły i...
 – Chodzi o dziewczynę? Przecie nie będę...
 – Nie, nie chodzi o dziewczynę, ani też o ciebie. Po prostu podjąłem decyzję i już – wytłumaczył  lekko zrezygnowany ciągłym drążeniem tematu – każdy rodzic musi być przygotowany na to, że ich pisklęta wyfruwają w końcu z gniazda.
Ciche mruczenie komórki przerwało na chwilę ich rozmowę. Kiedy Chris zobaczył kto napisał i co, od razu wstał i skierował się ku drzwiom. Odpisał tylko: ''Będę za 10 minut w Pear Cake''.
 – Pogadamy później – rzucił w stronę naburmuszonego na cały świat Alexa.
 * * * 
     Już od 20 minut siedziałam w Pear Cake, kiedy przyszedł sms od Chrisa.
Uśmiechnęłam się i wróciłam do jedzenia szarlotki.
Właściwie to co mam mu powiedzieć, że po co chciałam się spotkać? Ach...
Czasami zanim coś zrobię powinnam pomyśleć.
 – Cześć – usłyszałam nad sobą ten znajomy już głos. Chris usiadł na przeciwko, machając do właściciela – coś się stało, myślałem, że masz jakiś wyjazd rodzinny? 
 – Och... – i co mam powiedzieć?! Zapomniałam, całkowicie zapomniałam, że to powiedziałam – właściwie to chciałam cię przeprosić. 
 – Przeprosić? – spojrzał na mnie zaskoczony – ale za co?
 – Za wczoraj – dodałam niepewnie – no wiesz, ja zwykle nie piję, a wczoraj trochę zbyt dużo i jeśli zrobiłam coś nie tak. Niechcący oczywiście, to bardzo przepraszam – Chris roześmiał się radośnie, zbliżając do mnie. Spojrzałam na niego sama lekko się uśmiechając.
 – Na pewno o to chodzi? Wydajesz się jakaś zgaszona – przygryzłam wargę, chcąc przybrać pokerowy wyraz twarzy, ale chyba nie mam tego w genach, więc po prostu zwiesiłam głowę, bo czułam jak do oczu napływają mi łzy. Nie lubiłam kiedy się nade mną użalają i byle co powodowało, że zaraz miałam ''łzawe ataki''.
Chris podał mi chusteczkę, abym mogła otrzeć łzy. 
 – Idziemy do kina? – wypalił nagle całkowicie zmieniając temat i zapominając o poprzednim, tak jakby nie było go wcale.
 – Co? – teraz to ja byłam zaskoczona – ale teraz? – kiwnął tylko głową. W sumie czemu by nie?
 – No dobra – posłał mi uroczy uśmiech, wyciągnął pieniądze i położył na stoliku, płacąc za mnie.

      Szłam koło niego, czasami tylko niechcący obijając się ramieniem o jego ramię. Był mniej więcej tego wzrostu co ja, włosy błyszczały w świetle ożywionego po wczorajszym deszczu słońca. Jego karnacja była tylko troszkę ciemniejsza od mojej, która teraz i tak nieco przybladła.
 – Chris? – zatrzymał się wyciągając ręce z kieszeni – na pewno masz czas, bo jak nie to...
 – Daj spokój – chwycił mnie za ramiona, dokładnie za to miejsce, gdzie jeszcze niedawno była dłoń Nicka, drgnęłam nerwowo, Chris widząc to, opuścił ręce i schował dłonie z powrotem do kieszeni luźnych spodni – jakbym nie miał, to przecież nie przyszedłbym, ani nie szedł z tobą do kina, więc nie marudź tylko chodź.
   
     Zdecydowaliśmy się na jakąś komedią przygodową, nawet nie pamiętam tytułu, ważne, że się uśmiałam i znalazłam w innym świecie, tak odległym od mojego. 
Niestety tuż po filmie Wang musiał już wracać, ja nie bardzo wiedząc co mam zrobić też postanowiłam iść do domu. Chciał mnie odprowadzić, ale jakoś go przekonałam, żeby tego nie robił, jeszcze by się napatoczył na niego.
Kiedy wróciłam Nick nadal był w swoim pokoju, a mojej matki i jej męża wciąż nie było, sama już nie wiem czy to lepiej, czy nie. Odgrzałam stojącą w garnku zupę i tuż po posiłku zamknęłam się w swoim pokoju. Włączyłam laptopa przeglądając strony internetowych księgarni.
Usłyszałam, że ktoś do mnie dzwoni, spojrzałam na wyświetlacz gdzie pojawiło się imię nowej koleżanki .
 – Tak?
 – O cześć – zaświergotała radośnie – sprawdzam jak tam się czujesz po wczorajszym.
 – Całkiem dobrze, a ty?
 – Ja w sumie też – zamyśliła się na chwilę – może byśmy się spotkały jutro po twojej szkole? 
 – Jasne – ucieszyłam się, więc od razu się zgodziłam – kończę o 15.
 – To może, o 16:00 w Madison Center?
 – Pewnie, to do zobaczenia.
 – Pa pa.

Dziwne, że moje zwiędłe, wręcz martwe życie towarzyskie nagle odżyło. Nie, żebym narzekała, to całkiem miłe mieć znajomych, nawet dopiero co poznanych i prawie nieznanych...
* * *
     Było już grubo po pierwszej w nocy. A mi tak cholernie nie chciało się spać, albo iść jutro do szkoły.
Czasami zastanawiałam się nad rzuceniem edukacji i znalezieniem pracy, żeby móc się stąd wyrwać. Ale to niemożliwe... na razie.
Usiadłam na parapecie spoglądając na rozgwieżdżone niebo. Prawie pełnia. Przycisnęłam twarz do zimnej szyby napawając się tym przyjemnym dla mnie uczuciem. Ulica prawie wymarła, gdzieniegdzie można było zauważyć zataczających się pijaków. Ten pozorny spokój był naprawdę kojący. Podniosłam rękę przykładając ją do bijącego serca. Nawet ono się wyciszyło, chociaż wystarczy, że pomyślę o Nicku i natychmiast zaczyna wariować.
Pogłębiałam się w rozmyślaniach o przybranym bracie, i chociaż tak bardzo plułam sobie w brodę z tego powodu, lub chciałam odciągnąć myśli od niego, to nie potrafiłam.
Pieprzony sukinsyn.
Poczułam jak wreszcie dopada mnie zmęczenie, a powieki same wręcz kleją mi się do oczu. Dotarłam do łóżka otulając się kołdrą. Może wreszcie zasnę...
* * *
      Na lekcjach byłam ledwo przytomna, powstrzymywałam się od namolnej chęci ziewania co chwilę, lub wyłożenia się wygodnie na ławce. I tylko dzięki Sarze Timblan - mojej tak zwanej dobrej znajomej, która co jakiś czas mnie szturchała nie zasnęłam.
 – Coś ty taka nieprzytomna dzisiaj – zerknęłam na nią tłumiąc przed wypowiedzeniem huczących mi w głowie myśli. Sarah to atrakcyjna blondynka o dużych zielonych oczach. Była dość popularna; wiceprzewodnicząca samorządu, cheerleaderka... ble ble ble. I na Boga naprawdę nie mam pojęcia jak to się stało, że się ze mną zadaje. Poprawiała akurat makijaż i rozczesywała swoje słomiane, wycieniowane włosy – masz okropne cienie pod oczami.
 – Nie mogłam zasnąć –  odparłam cierpko mając nadzieje, że da mi spokój i zejdzie ze mnie. Nie lubiłam kiedy mówiła o moim wyglądzie, nie to, że uważałam się za nieatrakcyjną, po prostu ze względu na Nicka nie chciałam poruszać tematu własnego wizerunku. Sarah wygładziła spódnicę i wbiłyśmy się w tłum na na korytarzu. Przed nami ostatnia lekcja.
 – Co robisz dzisiaj po lekcjach? – och, ile to razy próbowałaś mnie wyciągnąć na zakupy ze swoimi przyjaciółkami? Stanowcze nie! 
 – Moja matka przyjechała, więc sama rozumiesz – chociaż tak naprawdę, to jeszcze nie wróciła z weekendu ze swoim mężem, przynajmniej nie było ich jak wychodziłam do szkoły.
 – Szkoda, może innym razem. A Nicki? – zmarszczyłam brwi bardziej w wyrazie obrzydzenia, niż zaciekawienia, nie od dziś mi wiadomo, że Nick wpadł w oko Sarze, niestety odwrotnie już nie. Starałam się nie warknąć, więc przemyślałam dokładnie swoją odpowiedź, aby mój głos był obojętny, bo ostatnią rzeczą jakiej pragnę jest poruszać temat tego dupka. I tak ostatnio za często o nim myślę.
 – Nie mam pojęcia, nie jestem jego niańką.
 – Oj przestań, mogłabyś się czasem zainteresować swoim bratem – wystarczy, że on się mną interesuje.

Usiadłyśmy w naszej ławce. Sarah wciąż mówiła o nim, a ja udawałam, że słucham chociaż myślami byłam już na spotkaniu z Kaylą. Denerwowało mnie to, że tak papla o tym zarobaczonym idiocie. Jakby był jakimś bożkiem, a tak naprawdę to zboczeniec. Irytował mnie sam fakt, że uważa go za atrakcyjnego.
Bo co z tego, że jest wysoki i dobrze zbudowany? ale nie przesadnie napakowany, co z tego, że ma miodowe oczy, ze złotymi refleksami, co z tego, że jego głos kiedy wypowiada moje imię jest tak cholernie i obrzydliwie niski. I co z tego, że pachnie wanilią i miętą?! I co z tego, że jego włosy mają barwę gorzkiej czekolady, kiedy to NICK! Dupek, tyran, psychopata, skończony zadufany w sobie palant i w dodatku zboczeniec.
Aż mnie zemdliło na myśl o tym, że potrafiłam... zaraz! To, że podałam jego dokładny opis jakby mnie pociągał nie znaczy, że tak jest! Ja go nienawidzę, a to, że umiem określić, jakie refleksy mają jego tęczówki wynika tylko z tego, że bardzo często widzę je z bliska.
 * * *
     Od jakiś trzydziestu minut siedziałam sobie spokojnie w kawiarni w Madison Center popijając ciepłe cappucino z bitą śmietaną i rozmawiając o różnych głupotach z Kaylą. Jak się okazało ta dziewczyna to prawdziwy demon zakupów i w dodatku potrafi opętać innych. Pomimo ubogich oszczędności jakie mam i raczej rozważnego wydawania pieniędzy namówiła mnie na dwie pary nowych spodni, parę butów i trzy bluzki. Może to nie wydaje się wiele, ale dla mnie tak! Nigdy nie kupowałam ubrań bez potrzeby, zawsze i tyko wtedy kiedy już naprawdę moje ciuchy były zniszczone przez czas i życie.
A najlepsze było to, że sprawiło mi to przyjemność, na początku, bo teraz właśnie rozmyślałam o tym, czy ich nie oddać.
Chociaż Kayla wciąż powtarzała, że wyglądam w nich naprawdę ''bosko'' i seksownie.
 – Naprawdę jestem padnięta – spojrzałam na nią z uśmiechem. Nie dziwię się skoro biegała po sklepach jak szalona.
 – Ja też – westchnęłam.
 – A tak w ogóle to twój ostatni rok szkoły? – przytaknęłam – i jakie masz plany?
 – Chyba studia... – odparłam bez przekonania, mieszając łyżeczką w kubku – ale nie mam zielonego pojęcia jaki kierunek.
 – Jeszcze coś znajdziesz dla siebie, powinnaś zastanowić się nad jakimś artystycznym kierunkiem.
 – Dlaczego?
 – Masz w sobie magię artystki – zaśmiałam się pod nosem. Bo ja i sztuka? Jasne – zbieramy się?
 – Raczej powinniśmy już prawie ósma.

Kayla odprowadziła mnie na przystanek, a sama poszła w całkiem innym kierunku, chociaż chciała poczekać ze mną, stwierdziłam, że nie ma sensu, bo autobus przyjedzie dosłownie za minutę i tak też się stało. 
Poczekałam kulturalnie aż pasażerowie wysiądą, skasowałam bilet i usiadłam na tyle, ponieważ tylko tam było wolne miejsce. Skuliłam się pod spojrzeniem jakiegoś chłopaka, który natarczywie wlepiał we mnie oczy. Na szczęście droga się nie dłużyła i ze spokojem wysiadłam na moim przystanku.
   
     W domu nie było nikogo - czemu mnie, to nie dziwi? Pobiegłam więc do siebie odkładając zakupy i przebierając się w coś wygodniejszego, między czasie nastawiłam wodę na herbatę, a potem zabrałam się za naukę.
Nie miłe spotkanie z historią przerwał dzwoniący telefon... Chris.
* * *
I oto właśnie rozdział 7 się zakończył. Mam nadzieje, że historia nie zrobiła się nudna? Musicie jeszcze poczekać, aż prawdziwy wątek fabuły rozwinie się. Ale obiecuje, że to nie jest kwestia 10 rozdziałów, tylko najwyżej 2-3. 
Ach, tak w ogóle to powinnam najpierw napisać, że rozdział miał być szybciej, ale miałam kłopoty z Internetem, ponieważ się przeprowadziłam i to trochę trwało zanim mi podłączyli.

7 komentarzy:

  1. skończyłam czytać i mnie oczy zabolały ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. może i w rozdziale nie było żadnej większej akcji, ale mi i tak się podobało ;) czekam na więcej ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah dziękuje ;). Rzeczywiście mało akcji, ale na to trzeba troszeczkę poczekać.

      Usuń
  3. Hej! Na poznajac-przeznaczenie.blogspot.com pojawił się Rozdział II. Zapraszam do czytania i komentowania.
    Devi

    PS. Obiecuję, że przeczytam zaległe rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybacz, że dopiero teraz czytam! Musiałam się ogarnąć.
    Co do rozdziału... Nie wiem czemu, ale polubiłam Nicka, jest taki... hmm w pewien sposób oryginalny i zadziorny. Poza tym, mam wrażenie, że on tak tylko gra, ale nie zrobiłby krzywdy Alice. Co do niej... Alice i Chris? Czy Ty nie szykujesz aby jakieś wybuchu romansu? Albo coś w tym
    stylu?

    Pamietaj, żeby mnie powiadomić o następnym rozdziale!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ah romantycznie kino <3 :D widze że szablon zmieniłaś, to znaczy że jesteś więc cię witam :D Stęskniłam się xD ccoiaż ty penwie nie pamietasz kogoś takiego jak Efria xD :D

    OdpowiedzUsuń

W słowach ukryta siła...
Alchemia